Nawet nie dlatego, że wystrojeni jak na kilkumiesięczną wyprawę do tajgi przyjeżdżają na wszędołażych ciężkich kołach, kwadratowych terenowych samochodów myśliwcy drogą asfaltową i parkują grzecznie przy drodze łączącej, trzy-stumetrowym odcinkiem ze sobą dwie wsie przytulone do 50 000 miasta. Każdy ma swój sposób na to żeby się polansować. Jeden usiądzie do obiadu w białej koszuli, drugi wyjdzie do kiosku w tweedowej marynarce z łatami na łokciach, inny ubiera się w moro kiedy tylko ma okazję. Nie moja to rzecz perorować o stylach.
Oni musieli wiedzieć gdzie jest zwierzyna. |
Drażni mnie to, że owacy obywatele mogą zjawić się niedzielnym przedpołudniem po nie-za-wczesnym śniadaniu na moich dziadków, odkąd pamięć sięga, ziemiach i pruć do czego popadnie, bez zapowiedzi, bez kartki puszczonej po wsi od sołtysa, bez nawet odręcznie wypisanej kartki przy sklepie.
A ja z Dolą spacer skracamy, bo przecież nie wiem co oni tam na śniadanie spożywali i czym przepijali.
Ale ja się nie znam. Hmm, może warto byłoby się zapoznać żeby człowiek wiedział o czym pisze i co go tak naprawdę drażni? Chyba postaram się o przyjęcie na staż kandydacki do PZŁ.