Małe co nieco


Witamy w naszych skromnych progach. Od czego by tu zacząć. Może od początku. Nie, jednak nie, to zajęło by zbyt wiele czasu. Zaczniemy od miejsca, w którym się to wszystko zaczęło.
Fortuna nazbyt szczodra w pewnym momencie mojego życia postawiła na mojej drodze szermierza natchnionego chochli i patelni. Nieocenionego i niedoścignionego w swym kulinarnym fachu mistrza. Legendarnego Bartłomieja Bartolini herbu Zielona Pietruszka. Zaprzyjaźniliśmy się serdecznie i na tyle zjednałem sobie jego względy, że podzielił się on ze mną kilkoma przepisami. Nie byle jakie to są receptury, lecz ulubionych potraw największego smakosza dla jakiego asan Bartłomiej gotował. Samego Smoka Wawelskiego! Wprawdzie oszczercza plotka głosi, że ten poszukiwacz przygód i wielki przyjaciel wielkiego króla Kraka i Toniego Halika, gustował w baraninie. Lecz jest to tylko wynik małej biegłości gminu w rozpoznawaniu i rozróżnianiu smoków. Otóż baraninę owszem uwielbiał, lecz nie Smok Wawelski a jego brytyjski kuzyn, wierny kompan przygód niejakiego Jerzego, który nota bene zginął tragiczną śmiercią pod kopytami rumaka wspomnianego Jerzego, kiedy ten błędny i często nietrzeźwie powożący rycerz postanowił w środku nocy zaszarżować na pobliski młyn (biedaczysko ubzdurał sobie, że będzie słynniejszy od Don Kichota, bo to znacznie bardziej chwalebnie znieść potworny młyn niż potworny wiatrak). No, ale my tu nie o tym. Otóż Smok Wawelski uwielbiał wołowinę. I przepisy na potrawy, w których przyrządzaniu, nie chwaląc się, osiągnąłem niemałą biegłość dotyczą wołowiny właśnie. Jak zaś wszystkim doskonale wiadomo chartom znacznie bliżej do smoków niż jakichkolwiek innych istot, zatem i charty na wołowinę wielką zdradzają chrapkę. Sam mam zaszczyt stołować codziennie dwie charcie damy i jednego charciego gentlemana więc wiem o czym wam tu mówię i każde słówko jest szczerą prawdą. Co zatem przyrządzam?
Otóż podaję:
  • Tchawice wołowe w dwóch odsłonach.
  • Tchawice a'la koczownik - Szlachetne części wołowego przewodu oddechowego poddane obróbce termicznej w temperaturze ok. 50 stopni Celsjusza, delikatnie owędzone dębowym dymem a w końcu wreszcie sezonowane w suszarni, aby nabrały odpowiedniej konsystencji chrupkiego przysmaku dla wytrawnych charcich podniebień.
  • Tchawice po Benedyktyńsku - Wspaniałe chrząstkowe spirale podane z wrzątku i obsuszone wiejskim wielkopolskim powietrzem, by maksymalnie wydłużyć ich trwałość i by jak najdłużej zachować ich dobroczynne dla stawów właściwości.
  • Wymiona jak z Kazimierza - Skąpane we wrzątku plastry i paski, następnie suszone w przewiewnym loszku, by mogły na stół trafić jako przystawka lub może lepiej nawet deser.
  • Wątróbki po Kielecku - Wątroba cięta "na dwa palce", co rychlej w kotle z bomblującą wodą zanurzona i wnet wyjęta a po wystudzeniu osuszona i jako dodatek do dań głównych podawana. Wątroba tak przyrządzona ma jeszcze tę zaletę, że jeśli ją w kosteczkę pokroić i jako przysmak podróżny dla wynagrodzenia dawać to kieszeni, w której noszona nie zanieczyści ni osadem, ni wonią nieprzyjemną.
  • Grdyka vel jabłko Adama - Ta część jak tchawica po Benedyktyńsku przygotowana wielce jest zajmującym przysmakiem a z wybornej chrząstki się składając jeszcze i mięsnych kęsków jest źródłem, dlatego i posiłkiem sama w sobie być może.