Kiedy jesień już nie złota,
Gdy dzień krótki jak ogarek,
Świeczki co się ledwo nad horyzont wznosi.
My niezmiennie eskapady nasze lotne,
susem raźnym odbywamy.
Księżyc, druh i psotnik
posrebrzanym blaskiem złudnym,
pole cieni przyobleka pełne.
W takim białym cieniu przemknie
nam przed nosem i żyrafa
choć widoczna to niezauważona.
A my chyżo, w gon!
Za zjawami, których pole pełne przecież.
Po powrocie z takich harców,
Ja położę się, Ty przy mnie siądziesz
I z pod powiek wpół-przymkniętych
za żyrafą wciąż, przez pole, będziemy pędzić.