Kazimierz Sichulski_Szarak |
Dzisiaj. Pół roku temu ostatni raz widziałem dzika, leżał martwy w chaszczach kolo śmietnika w miejscu gdzie wznosiły się kiedyś piaszczyste everesty małoletnich. Nie wiem co go uśmierciło, może ma to coś wspólnego z budowaną 200 metrów dalej drogą ekspresową? Węgier przeszedł koło ścierwa nawet go dobrze nie obwąchując.
Zając za domem sypia jeden, ale ostatnio go nie widziałem, zwykł pojawiać się zaraz obok wierzbowego pola. Chyba się przeniósł gdzieś na zimę, albo ten kto zastawia sidła, w które ostatnio złapał się Węgier, udusił go w potrawce.
Sarny są, wczoraj przynajmniej jeszcze były. Dziesięć sztuk trzymających się w dwóch grupach. Chociaż wczoraj było ich 5 i 2. To w sobotę było ich dziesięć.
"Coś się kończy, coś się zaczyna."
Lubię cytaty z sagi autorstwa pana Andrzeja Sapkowskiego. Ale jeśli jak powyżej to i koniecznie "Na pohybel skurwysynom."
Polska zaliczyła następny test z posłuszeństwa. Tym razem w dwóch częściach na 4+ i 4-.
Za pierwszym razem stała i gapiła się ze mną na te zwyczajne sarnie cuda a potem zaczęli z Węgrem hasać nam wokół nóg. Za drugim razem, w innym miejscu, madziarski powsinoga wpadł w zarośla. Polska nagle straciła zainteresowanie truchtaniem przed siebie. Stanęła i zaczęła obserwować chaszczate pole. Nie miejsce gdzie wpadł jej kolega, ale drugi koniec. Zawołałem ją a ona ruszyła. Podbiegając do mnie nabierała prędkości a kiedy chciałem powiedzieć "Dobry pies!" po prostu mnie zgrabnie wyminęła. W tym samym momencie sorek wyskoczył na łąkę i pognał przed siebie po zimowym polu. Polska wróciła gdy na nią zagwizdałem, bez marudzenia i oglądania się, ale ruszyła w pogoń sama, za to dostaje półtorej oceny w dół.